Już jakiś czas temu powiększyłam mój pracowniany spory park maszynowy o coverlocka. Wyboru dokonałam dość szybko, po sprawdzeniu różnych opinii. Dodatkowo relacja ceny do możliwości i ilości ściegów wypadła korzystnie i padło na Merrylock 689, ale maszyna naczekała się sporo w kolejce do uruchomienia. Jednak nadeszła w końcu ta chwila i uzbrojona w instrukcję oryginalną, polskie tłumaczenie - niestety tylko częściowo przeze mnie wydrukowane i laptopa z pozostałą nie dodrukowaną częścią na płycie, zasiadłam do maszyny.
Muszę dodać, że nie jestem krawcową, ale szyję hobbystycznie właściwie odkąd pamiętam. Najpierw obszywałam lale, a potem produkowałam własne stroje w czasach, kiedy trudno było cokolwiek kupić w sklepach, a materiały można było dostać przy odrobinie szczęścia w sklepie Pewex za specjalne bony.
Wracając jednak do tematu wyszłam z prostego poniekąd założenia. Skoro nauczyłam się sama szyć na zwykłej maszynie, to na tej też dam radę. No cóż ten smok miał jednak wiele głów - chwytacz górny, chwytacz dolny, dwa noże, pięć igieł, miejsce na pięć szpulek. Tradycyjna maszyna ma jedną szpulkę, bębenek i jedną igłę. Pięć szpulek tyleż samo igieł i brak bębenka jednak potrafią odstraszyć.
Oto smok w całej swej okazałości. Jego wnętrzności są przerażające.
Rozkład części do nawleczenia nie jest szczególnie dobrze przemyślany i w niektórych miejscach trzeba się nieźle nagimnastykować, ale przy nawlekaniu nici pomaga pęseta. W instrukcji polskiej jest trochę błędów. Pewnie tłumaczyła ją osoba, która o szyciu ma takie samo pojęcie jak ja o zwyczajach godowych altannika złotokryzego. Po wybraniu jednego z rozlicznych ściegów i nawleczeniu odpowiednich dla danej nitki części, które dla ułatwienia oznaczone są kolorami, wykonałam pierwszą próbę. Na początek postanowiłam nie szaleć i użyłam 3 nitek, aby zrobić spodenki dla dziecka.
Na wszelki wypadek wzięłam materiał, którego nie żal, gdyby coś poszło nie po mojej myśli i do dzieła. Szyło się nieźle, choć zupełnie inaczej niż na moich pozostałych maszynach więc chwilę potrzebowałam na przestawienie się i wyczucie nowości.
Podczas gdy tak dzielnie walczyłam, mąż mój upiekł przepyszne wprost bułeczki maślane, które bardzo pomogły w chwili największego załamania w związku ze szwem, który jakoś tak nie wyglądał, jak według mnie powinien.
Mój nowy uszytek, czyli smakowicie wyglądająca babeczka wspierała mnie nieustannie szpilkami.
Po dokonaniu korekt w regulacji i przesunięciu noża okazało się, że nie taki diabeł straszny, to znaczy przepraszam smok... i elastyczne spodnie właściwie nie wiadomo kiedy były już gotowe.
Spodnie wyszły super. Ciekawi mnie czy na dzień dzisiejszy Jagno uważasz, że Merrylock to był dobry zakup. Też o nim myślę stąd moje pytanie. Ja podobnie do Ciebie jestem samoukiem i szyłam od zawsze. Pamiętam czasy Pewexów i braki w sklepach. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Mimo to widzę, źe szycie znów modne. Pozdrawiam, Dina.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że odpowiem w tym temacie dopiero teraz, ale bardzo zaniedbałam bloga. Mam nadzieję, że jakkolwiek spóźniona moja odpowiedź będzie pomocna... Jestem zadowolona z Marrylocka, choć nie korzystam w pełni z jego wszystkich funkcji. Dodatkowo po zakupie nie zauważyłam od razu, że brakuje jednej małej śrubki do wkręcania igły. Niestety nie mogę jej dokupić i co za tym idzie nie mogę zamontować wszystkich 5 igieł.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMam nadzieję ,że śrubka już dokupiona, jeśli nie to poszukaj w sklepach wielkopowierzchniowych,w dziale dla majsterkowiczów. Tam śrubek, śrubeczek jest jak to się mówi "po kokardę ".Coś napewno dobierzesz. Powodzenia.
UsuńMam nadzieję ,że śrubka już dokupiona, jeśli nie to poszukaj w sklepach wielkopowierzchniowych,w dziale dla majsterkowiczów. Tam śrubek, śrubeczek jest jak to się mówi "po kokardę ".Coś napewno dobierzesz. Powodzenia.
Usuń